sobota, 14 stycznia 2017

Kosmiczny gig

Recenzja płyty Korteza Bumerang



Wykonawca: Kortez
Data wydania: 25 września 2015
Wytwórnia: Jazzboy

Pojawił się w moim muzycznym życiu praktycznie znikąd. Kortez wszedł jak cichy gość i został na dłużej. Od bardzo dawna nie znalazłam na polskim rynku muzycznym czegoś tak doskonałego. Wciągnął mnie ten spokojny, delikatny ton. Zaczęłam podziwiać zabawę słowem, które dociera do najskrytszych zakamarków duszy i daje do myślenia. Łagodnie przebijając się przez oporne mury języka polskiego. Od pierwszego dźwięku Kortez i Bumerang dali mi prawdę.
Bumerang nazwa prosta i jednocześnie mogąca opowiadać tysiące historii. Płyta została wydana 25 września 2015 roku przez wytwórnię Jezzboy Records. Na albumie jest dziesięć utworów. Wydaje się, że to dużo, niemniej jednak kończy się zbyt szybko, zostawiając słuchacza z niedosytem. Nie jest to album na jeden raz. Przesłuchasz, odstawiasz na półkę i o nim zapominasz. Nie! Jest to płyta, która do ciebie wraca i za każdym razem z nową mocą daje więcej szczerych emocji, słów i przekazu.
W Kortezie urzekła mnie barwa jego głosu. Jest on ciepły i spokojny. Wibruje wtłaczając się do głowy, nie chcąc jej później opuścić. Operuje nim zdecydowanie i pewnie. Wprowadza do swojego świata, pokazując najintymniejsze jego elementy. To nie jest album łupiący, głośny, przesadzony z ogromnym instrumentalnym zapleczem. O nie. Powiedziałabym, że raczej kojarzy się z harmonią gdzie wszystko do siebie pasuje. Zaczynając nucić sobie te piosenki pod nosem nie można skończyć i pojawia się przemożna potrzeba by słuchać.
Nie jest to rzecz, w której człowiek zakochuje się i rozumie od razu. Potrzeba wnikliwego, powtarzającego się słuchania, by zrozumieć o co chodzi artyście i przyzwyczaić się do melodyjnego, akustycznego brzmienia.
Aranżacje piosenek Bumerangu się ciągle zmieniają. Z minimalistycznych do coraz bardziej skomplikowanych, ale nigdy nie są przeładowane. Dają się kochać w swojej prostocie. Muzyka opiera się na akustycznych brzmieniach z subtelnymi elektronicznymi dodatkami. Na przykład w piosence Z imbirem jest wyczuwalna gitara akustyczna, ale również bardzo dobrze wkomponowany bas, który nadaje głębi i wspiera wokal, który wydaje się jeszcze bardziej pasować do całości. Pomoc efektów elektronicznych tylko temu utworowi służy.
Nie mogę nie odnieść się do mojej ulubionej piosenki pod tytułem Pocztówka z kosmosu. Ulubionej, ponieważ ciężko być obiektywnym, pisząc o utworze, który zalazł za skórę tak bardzo jak ten mnie. Tekst jest w tej piosence kluczowy. Cudowny i metaforyczny w swojej prostocie. Wokal czaruje delikatnością i przejmuje każdym dźwiękiem. Tę piosenkę czuje się w każdej komórce ciała. Ciarki przechodzące po plecach kiedy wibrujący, wbijający się w umysł bas pochłania bez reszty. Pod każdym możliwym względem, jest to najlepsza polska piosenka, którą słyszałam w ostatnim czasie. Pocztówka z kosmosu nie przytłacza, nie narzuca się. Ona współpracuje i opływa łagodnie jak woda nadając sobie, z każdym słuchaniem inny kształt.
Bumerang jest albumem, który ma w sobie coś świeżego. Opowiada o konkretnych i aktualnych problemach. Mówi o miłości, ale nie w banalny i trywialny sposób. Skupia się na małych rzeczach, drobiazgach, które można zauważyć tylko wsłuchując się i zatracając w muzyce. Opowiada również o samotności, szczęściu, rodzinie, rozstaniu i ludziach. To tylko dziesięć piosenek, ale o charakterze tak wielkim, że oderwanie się jest niemożliwe.
Przesłuchałam ten album już niezliczoną ilość razy i z każdym kolejnym znalazłam coś nowego. Nieprzewidywalny dźwięk w melodii bądź instrument, który wcześniej był dla mnie zagadką. Czasami była to kolejna metafora w tekście lub ton głosu Korteza. Ten album smakuje się i delektuje nim jak najlepszym gatunkiem wina. Im dłużej tym więcej bukietów smakowych można odkryć.



piątek, 13 stycznia 2017

Czy ściągniesz okulary? Nie ma się czego bać.

Autor: Sophie Kinsella
Tytuł: Spójrz mi w oczy, Audrey
Przekład: Maciej Potulny
Wydawnictwo: Media Rodzina

Recenzja Spójrz mi w oczy, Audrey
Żółta okładka, zielone napisy a w samym centrum postać dziewczyny w okularach. Tytuł Spójrz mi w oczy, Audrey zachęcający do sięgnięcia i dowiedzenia się, co tak naprawdę kryje się pod warstwą żółtej, bardzo optymistycznie wyglądającej okładki.
Siedząc przy biurku w Media Rodzinie w mój pierwszy dzień praktyk, tylko ta jedna pozycja rzuciła mi się w oczy do tego stopnia, że miałam ochotę od razu ją otworzyć i dowiedzieć się, dlaczego główna bohaterka pokazana na okładce nosi okulary? I o co w tym wszystkim chodzi?
W końcu pewnego wieczora, współlokatorka pożyczyła mi swój egzemplarz. Podziękowałam jej, poszłam do swojego pokoju z kubkiem herbaty i zaczęłam czytać.
Piękna, lekko napisana, bardzo zabawna powieść dla młodych ludzi, która spodoba się najbardziej wymagającym czytelnikom. Opowieść o depresji, fobii społecznej i bardzo w dzisiejszych czasach popularnym problemie prześladowania w szkole, ale napisana w sposób odbiegający od normy. Czytając Audrey wchodzi się do głowy nadzwyczajnej czternastolatki, która zmaga się ze swoimi problemami opowiadając o nich w dowcipny sposób. Jest to również książka o nietuzinkowej rodzinie, gdzie każdy bohater bawi na swój sposób.
Autorka Sophie Kinsella w obrazowy sposób buduje swoich bohaterów, nadaje im konkretne cechy i pozwala się rozwijać na kolejnych stronach powieści. Ogromnie ważnym elementem tej książki jest pokazanie, jaką przemianę wewnętrzną przechodzi bohaterka. Z przerażonej dziewczynki zmienia się w dziewczynę, która cały czas walczy ze swoimi lękami i próbuje nowych rzeczy.
Nie zabrakło również wątku miłosnego. Delikatnie i subtelnie nakreślonej historii dziewczyny z problemami, jaką jest Audrey i chłopca, który mimo wszystko jest nią zafascynowany.

Ta książka ma zdecydowanie żółty charakter, zupełnie jak jej okładka.